Page 7 - MB 100
P. 7
Nazwa nazwą, ale nikt z nas nie miał pojęcia, jak zrobić dolarów, ale skłócił dawnych przyjaciół i wspólników. Mieli-
gazetę. Koło naszej firmy kręciło się wtedy trochę znajomych śmy też bardzo silną konkurencję w postaci „Mody Intymnej”,
osób i jedna z nich zapaliła się do pomysłu. Grzegorz miał franczyzy włoskiej sieci czasopism.
doświadczenie w drukowaniu ulotek, znał kilku grafików,
i jedną dziewczynę od reklam. Spotkaliśmy się wszyscy - my
bez żadnych doświadczeń i oni z dużą pewnością siebie,
ale chyba też niewielkimi doświadczeniami wydawniczymi.
Ustaliliśmy, że oni robią gazetę, a my ją i ich finansujemy.
I tak jakimś cudem wyszedł pierwszy numer. Z obecnym
kształtem „Modnej Bielizny” miał mało wspólnego. Po
pierwsze, połowa numeru była cennikiem naszej hurtowni.
Po drugie, nie było prawie wcale artykułów branżowych. Po
trzecie, była tam taka trochę harcerska grafika. Biznesowo
była to kompletna klapa. Z publikacji cennika skorzystali
głównie nasi konkurenci i musieliśmy się z tego pomysłu
szybko wycofać. Reklamy albo były bezpłatne, albo w bar-
terze. A nasi nowi partnerzy przy kolejnym numerze nie mieli
już takiego zapału do pracy przy projekcie – została tylko
graficzka Beata Grabska. I wtedy uśmiechnęło się do nas
szczęście, bo pojawiła się na kolejnej rekrutacji do pracy
przy czasopiśmie Marzena Czerwińska - młoda dziewczyna
z dość mglistymi doświadczeniami. Mieliśmy jednak wyczu-
cie, decydując się na nią, bo okazała się wybitnym talentem
do tej pracy i mistrzynią świata w pozyskiwaniu reklam.
Krótko po niej pojawiła się druga sympatyczna dziewczyna
– Maja Pijanka, i to one stworzyły duet, który przez kolejne
lata rozwinął „Modną Bieliznę”.
Początki były trudne. Wszyscy przynosili nam rachunki do
zapłacenia (wtedy nie mieliśmy pojęcia, czy proponowane
nam stawki są rynkowe, czy nie – często nie były), a wpływy
z reklam ich nie pokrywały. Dość szybko wspólnicy Mony
zdecydowali, że obie działalności trzeba oddzielić i zało-
żyć odrębną spółkę pod nazwą Modna Bielizna Sp. z o.o.
(Później na każdej stacji benzynowej wzbudzaliśmy uśmiech,
prosząc o fakturę). Po pierwszym roku spółka wykazała
zysk w wysokości bodajże 28 złotych. Pensje płaciliśmy
z przedpłat, jakie część producentów nam płaciła za kolejne
reklamy. Na tym etapie mało kto wierzył w to, że czasopismo
się utrzyma . Doszły do tego problemy między wspólnikami
w Monie, których katalizatorem okazał się venture capital,
który zainwestował, co prawda, w hurtownię około miliona Aby się utrzymać na rynku, musieliśmy coś zrobić. Po pierw-
sze, oddzielić się mentalnie od hurtowni Mona, tak aby być
czasopismem obiektywnym, dla wszystkich i przede wszyst-
kim niekojarzonym z jedną hurtownią. Musieliśmy zatem
reklamować wszystkich, również konkurentów Mony. Po
drugie trzeba było ruszyć w Polskę po reklamy, spotykać się
z producentami, innymi hurtowniami, sklepami. I tu okazało
się, że mamy prawdziwego asa w rękawie, prawdziwą wun-
derwaffe - mianowicie osobistą znajomość ludzi z branży.
Z każdym mogliśmy porozmawiać, do każdego dotrzeć
i starać się przekonać. Każdy nas znał i nikt nie odmawiał
spotkania. Dalej już wszystko przyspieszyło i nastąpił gwał-
towny rozwój. Zwiększyły się nam obroty, wzrastała liczba
reklam i objętość czasopisma. Zespół z dwóch osób zrobił
się ośmioosobowy. Zaczęliśmy wydawać osobne czaso-
pismo po rosyjsku i po czesku. Bardzo blisko było nam do
realizacji planów czasopisma po węgiersku i po rumuńsku.
Konkurencja przestała być taka groźna, drukarnie zaczęły
nas traktować poważnie. Byliśmy obecni i znani na większo-
ści największych targów bielizny w Europie. Wymyśliliśmy
objazdowe pokazy bielizny i zrobiliśmy ich około 100 w całej
Polsce, ale też w Litwie, Łotwie, Estonii, Ukrainie i Rosji.
Osobiście reklamowaliśmy polską bieliznę w Kazachstanie,
Azerbejdżanie i Uzbekistanie. I tak to się właśnie zaczęło. ■
5